W minioną sobotę pan Witek, mieszkaniec naszej wioski pokazał mi jak się robi kosze żeberkowe, taki do ziemniaków, przynajmniej u nas do tego były stosowane :) Zbierałam się za to jak sójka za morze. Najpierw zamawiałam dłuuuugo wiklinę, jestem sama zła na siebie bo czekałam z zamówieniem żeby połączyć je z zamówieniem wikliny wspólnie z domem kultury... no i kicha bo oni zwlekali a co za tym idzie ja też, no a wiklina o tej porze niestety się łamie i nie jest dobrym materiałem do plecenia. Dobra wiklina jest jesienią... następnym razem już nie popełnię tego błędu. Na szczęście Pan Witek, weteran koszykowy nie przejął się zbytnio stanem wikliny i pokazał mi co i jak i z czym :) Generalnie najtrudniejszy jest szkielet.... Potem wyplatanie idzie :)
Nawet mieliśmy fajnego gościa na polu obok nas :)
I poniżej nasze kosze, ten po lewej mój, ten po prawej pana Witka, dzisiaj jak kończyłam swój to Pan Witek zrobił jeszcze jeden taki kosz ale nie zrobiłam mu jeszcze fotki. Mam wolniejsze tempo :)
I tak to u mnie, ręce bolą od wikliny ale radocha jest ze zdobytych kolejnych umiejętności :)
pozdrawiam i życzę owocnego tygodnia !!!